Hooligans (2005)
Reżyseria: Lexi Alexander
Scenariusz: Lexi Alexander, Dougie Brimson, Josh Shelov
Zdjęcia: Aleksander Buono
Muzyka: Christopher Franke, Machine Head
Od lat: 15
Czas trwania: 109
Dyst.: ITI CINEMA
Obsada:
Elijah Wood: Matt Buckner
Charlie Hunnam: Pete Dunham
Claire Forlani: Shannon Dunham
Marc Warren (I): Steve Dunham
Leo Gregory (I): Bover
Henry Goodman (I): Carl Buckner
Geoff Bell: Tommy Hatcher
Terence Jay: Jeremy Van Holden
Ross McCall (I): Dave
Rafe Spall: Swill
David Carr (XII): Clive
David Alexander (XVI): Nigel
Joel Beckett: Terry
Roy Borrett: G.S.E. Elite
Kieran Bew: Ike
Andrew Blair: Spiker
Nic Main: Jon D
"Gdy dostaniesz parę ciosów i zobaczysz, że nie jesteś ze szkła, nie czujesz, że żyjesz, póki nie osiągniesz granicy możliwości"

Wokół nas tyle jest przemocy, od której nie sposób uciec. Nieważne, gdzie się znajdujemy, przemoc jest wszechobecna. Agresja to w oczach wielu młodych ludzi jedyny rozsądny argument, którym mogą się posłużyć, by wywalczyć wcześniej zakładany cel. Pięść to klucz, który otwiera im drogę, ale drogę do czego?
Wydawać by się mogło, że film "Hooligans" to kolejny obraz traktujący o życiu kibiców, a raczej ich jedynym celu życia, jakim są burdy na stadionach. Jednak nie do końca tak jest, od razu należy zaznaczyć, że jest to film nie tylko dla wiernych fanów piłki nożnej, czy pasjonatów tej subkultury. Jest to również obraz, który zwraca uwagę na inne aspekty, nie bacząc na to, czy jesteś kibicem, czy też najzwyklejszym człowiekiem. Problemy z jakimi mamy do czynienia podczas oglądania tego filmu dotyczyć mogą każdego.
Na dwa miesiące przed ukończeniem nauki na renomowanej uczelni student dziennikarstwa - Matt Buckner zostaje wydalony z Harvardu za posiadanie narkotyków. Nie należą one jednak do niego. Tak naprawdę podrzucił mu je Jeremy Van Holden - jego współlokator. Matt nawet nie próbuje się tłumaczyć. Wie, że nie ma najmniejszych szans, bowiem Jeremy to syn wyjątkowo poważanej osobistości. Na wstępie stał już na przegranej pozycji. Nie pozostaje mu nic innego, jak tylko oddalić się w cień. Udaje się do Londynu, gdzie mieszka jego siostra Shannon. To tu poznaje jej męża. Jednak ważniejszą rolę odgrywa znajomość z bratem męża Shannon - Petem, który jest zagorzałym kibicem West Ham United. Wkrótce Matt wkracza w nowy etap swojego życia. Otwiera się przed nim świat, jakiego jeszcze nie poznał. Staje się członkiem grupy GSE (Green Street Elite).
Od teraz jego nowym zajęciem stały się bójki. Jako członek elity kibiców na każdym kroku ma bronić dobrego imienia klubu. Adrenalina rośnie w miarę kolejnych bójek. Wbrew pozorom ma poczucie pewności, ale co ważniejsze wspólnoty. Jak sam mówi, nigdy nie żył bliżej zagrożenia, ale też nigdy wcześniej nie czuł się bezpieczniej. Czym dla niego była przemoc? Coraz bardziej ją lubił.
Tak właściwie nie jest to tylko film o bójkach. To obraz o lojalności, prawdziwej przyjaźni pomiędzy kumplami. To poczucie bezpieczeństwa, przekonanie, że w grupie nic ci nie grozi, bo masz pewność, że kumpel, który jest z tobą, zawsze będzie i poda pomocną dłoń. Agresja i przemoc to tylko tło filmu. Wcale nie jest to gloryfikacja chuligaństwa. Prawdziwie przesłanie tkwi pomiędzy kolejnymi ujęciami filmu. Innym przesłaniem filmu jest ukazanie, że życie niesie ze sobą naprawdę różne niespodzianki i nie zawsze są one zgodne z naszym oczekiwaniem. Często przyjdzie nam stoczyć walkę z sytuacjami niezwykle trudnymi. I film pokazuje, że nigdy nie należy się poddawać, bo przecież zawsze jest jakieś wyjście. Nie ważne, że jesteśmy słabsi, zawsze należy dążyć do celu, bo czasem może się okazać, że tak niewiele trzeba było zrobić, by osiągnąć swój cel. Matt zrozumiał, że w końcu trzeba walczyć o swoje, że trzeba pójść w przeciwną stronę. Produkcja ta ukazuje również jak wielką szkodę mogą wyrządzić właśnie te walki, które są powodem cierpienia także niewinnych ludzi, którzy z walkami nie mają nic wspólnego. Film ukazuje, co tak naprawdę liczy się w życiu. Jest wskazówką, by faktycznie dokonywać właściwych wyborów, by dorosnąć i trzeźwym okiem patrzeć na świat, który mknie przed siebie.
Reżyserem filmu, wbrew pozorom jest kobieta - Lexi Alexander. I chociaż jej nazwisko wcale nie jest znane, bowiem na jej koncie nie ma też wiele produkcji, zaczęła naprawdę dobrze. Jak sama mówi na pomysł opowiedzenia tej historii wpadła jeszcze w czasach, gdy studiowała. Środowisko to nie jest jej obce. Jest miłośniczką futbolu, a na pierwszy mecz poszła w wieku pięciu lat. Rozwój chuligaństwa obserwowała w Niemczech. Już wtedy śledziła losy tej subkultury, bowiem ciekawa była, dlaczego młodzi ludzie tak się zachowują i co ich pociąga w tych walkach. Film został nakręcony w Anglii, ponieważ miała to być produkcja anglojęzyczna. Może nie wszyscy wiedzą, że najaktywniejsze ekipy chuligańskie mają właśnie Anglicy. Należy podkreślić słowa reżyserki, że chuligaństwo jest plagą w każdym kraju, w którym futbol jest popularny.
Oczywiście nie można pominąć obsady tej produkcji. I wcale nie należy chwalić jedynie doskonale nam znanego odtwórcę głównej roli. Wielu kinomaniaków krytykuje obsadzenie Elijaha Wooda w roli Matta. Według nich właściwie nie pasuje on do roli chuligana. Fakt faktem, że jego wygląd może i nie budzi postrachu, ale przecież należy pamiętać, że na początku był on studentem renomowanej uczelni. Ja osobiście nie widziałbym aktora o potężnej posturze jako spokojnego studenta dziennikarstwa. Dla mnie Elijah wypadł zdecydowanie dobrze. Po raz kolejny udowodnił, że jest dobrym aktorem. Może od teraz nie wszyscy będą go utożsamiać jedynie z postacią Froda. Wielkie słowa uznania należy skierować w stronę Charliego Hunnama, który zagrał przywódcę GSE. On naprawdę czuł tę postać i da się to zauważyć.
W ucho również wpada ścieżka dźwiękowa filmu, a zwłaszcza kawałek, podczas którego dochodzi do finałowej walki. "Hooligans" to film, który mnie zauroczył. Produkcja, której nie zawaham się wpisać na listę filmów niebanalnych, obok których nie można przejść obojętnie. Oczywiście może nie wszystko jest wykonane do perfekcji. Można mu wytykać kilka sytuacji, które zadziwiająco ładnie się układają. Można, ale nie trzeba. Zdecydowanie lepiej go obejrzeć, bo nie wszystko da się opisać słowami.
PS. Nawet tłumacze nie odważyli się zrobić polskiego tytułu. A więc coś w tym filmie jest.